Kilka tygodni temu miałam zaszczyt uczestniczyć w przyjęciu weselnym mojej koleżanki. Na początku bardzo nie chciałam tam iść, ponieważ jestem singielką, a większość moich rówieśników zmieniła już stan cywilny bądź planuje to zrobić w najbliższym czasie. Nie chciałam iść tam sama, postanowiłam więc zaprosić kolegę ze studiów. Zawsze dobrze się dogadywaliśmy, ale nigdy nie było czasu na bliższe poznanie się. Ponieważ oboje już ukończyliśmy studia zaryzykowałam i zaprosiłam go. Ku mojemu zdziwieniu stwierdził, że z przyjemnością mi potowarzyszy. To było najlepsze wesele na jakim byłam w całym swoim życiu. Bawiliśmy się fantastycznie, a cytrynówka którą skromnie popijaliśmy jedynie dodatkowo nakręcała nas do wspólnego szaleństwa. Z racji tego, że oboje nie przepadamy za takimi imprezami byliśmy zaskoczeni tym, jak dobrze czujemy się w swoim towarzystwie. To była bardzo miła noc, która zakończyła się wschodem słońca. Niestety nie ma tutaj zakończenia jak z amerykańskich filmów – nie zostaliśmy parą, ale nadal pozostajemy przyjaciółmi.